czwartek, 10 października 2013

Rozdział Czwarty

Niall przeżuwał przekąski bardzo wolno, a mną wstrząsały dreszcze. Ciekawe, dlaczego? Było przeraźliwie zimno, więc naciągnęłam sweter na nadgarstki. Zmieniłam numer Nialla z „Harry S” na ,,Niall H”. Wolałam od razu, gdyż zapewne później bym zapomniała. Nie miałam pojęcia, co robić. Niall jadł, a ja… Ja siedziałam i, jak ta idiotka patrzyłam się w ścianę. Mama zapewne nawet nie wie, kogo gości pod naszym dachem. Chociaż, co ją tam interesuje? Nigdy nie lubiała One Direction! Ale jednak, powinna wiedzieć, jak mój hm, przyjaciel się nazywa. Pociągnęłam go, gdy miał buzię zapełnioną jedzeniem, i wyszliśmy z pokoju. Wciąż trzymałam go za rękę, gdyż wyciągnęłam go siłą z pokoju, a raczej odciągnęłam od jego „żarełka”. Więc, gdy się trzymaliśmy za ręce musiało to wyglądać jednoznacznie.
- Mamo. To Niall. Mój…
- Chłopak?
- Kolega…
Puściliśmy swoje dłonie, choć bardzo to mi się podobało. Dotyk jego dłoni był taki miły, delikatny… Zaczerwieniłam się, jak burak zresztą on też. Mama patrzyła na nas z uśmieszkiem. Oj, wiedziałam co jej chodzi po głowie! Przełknęłam ślinę, bo nie lubiłam jeśli ktoś tak o mnie i o moim koledze myślał. Czułam się wtedy strasznie niezręcznie.
- Yhm… Lily, musimy już iść, bo ten… Do tego kina, bo zaraz seans i, wiesz…
- No… Wiem, a jak się spóźnimy to się film zmarnuje… To znaczy bilet, chodź.
Nie miałam pojęcia o, jakim o znowu kinie mówi, ale miałam ochotę wiać z domu, więc włożyliśmy buty, kurtkę, w ostatniej chwili złapałam torebkę i wyszliśmy. Niall otworzył mi drzwi swojego Mercedesa, wsiedliśmy i odjechaliśmy. Przez dłuższy czas jechaliśmy bez słowa, ale w końcu Niall włączył podgrzewanie i zaczął rozmowę:
- To, co chciałabyś dziś robić?
- Żartujesz? Wyglądam, jak kocmołuch, a ty chcesz mnie gdzieś zabrać?
- Wyglądasz bardzo ładnie.
Uśmiechnął się. Trudno było, jednak nazwać to uśmiechem. Uniósł lekko kąciki swoich ust. Był to słodki uśmieszek taki jakiego jeszcze nie spotkałam. Nie wierzę, że to pomyślałam. Tak, czy inaczej zarumieniłam się. Nigdy nie słyszałam takich słów od chłopaka. A, że był to mój idol… Zaczęłam skubać skórkę przy paznokciu. Chłopak włączył radio. Popłynęła jakaś piosenka. Nie mogłam się skupić na muzyce, wyglądałam przez okno. Czułam, że Niall jest skupiony na drodze, ale kątem oka mnie obserwuje. Właściwie zachowywałam się, jakbym znała tego chłopaka od zawsze. Nie pytałam, gdzie jedziemy, nie bałam się, że zrobi mi krzywdę. Znałam go zaledwie dzień, a wiedząc o nim tylko tyle, że nazywa się Niall Horan, wpuściłam go do własnego pokoju, wsiadłam do jego samochodu. Owszem, wiedziałam o nim trochę, jako fanka czytałam o nim, ale mimo to…
- Wiesz, co najbardziej w tobie lubię? Że nie zachowujesz się, jak fanka, ale jak koleżanka.
- Mhm, a jak was po raz pierwszy spotkałam?
- To się nie liczy, bo wtedy nas pierwszy raz na oczy zobaczyłaś, a teraz traktujesz mnie, jak normalnego człowieka.
- Każda fanka, by tak się chyba zachowywała, gdyby was lepiej poznała.
- Czy ja wiem? Niektóre fanki znamy dłużej niż ciebie, a one nadal zachowują się wobec nas, jak idol i fan.
- Czyli, jak?
- Wciąż robią sobie z nami zdjęcia, wciąż chcą autografy… Ciągle od nas coś chcą.
- Ja wtedy pod tym supermarketem…
- Nie broń ich, wiem co mówię.
Zamilkłam. Czyżby, czegoś nie wiedziała? Niall nie lubi swoich fanów? Po głowie krążyły mi różne myśli. Zagadki, pytania… Oblizałam wysuszone wargi. Poczułam pragnienie. Tak, bardzo chciało mi się pić, ale nie wiem, czemu nic mu nie powiedziałam. Wreszcie zatrzymał samochód, wysiedliśmy. Stanęliśmy przed jakimś budynkiem. Trudno było to coś nazwać. Cały budynek był średniej wielkości, pomalowany brzoskiwiniową farbą. Przed budynkiem stały stoliki z krzesłami. Były wielkie okna w, których wisiały białe, koronkowe firanki. Wyglądały tak delikatnie, jak sukienka baletnicy. Dopiero po chwili, ocknęłam się, jak ze snu. Nad drzwiami wysiał baner „Milkshake Bar”. Niall, chyba czytał mnie, jak moją książkę. Piłam milkshake wiele razy, ale nigdy nie byłam w milkshake’owym barze. Zawsze marzyłam o tym, żeby do niego pójść, ale w moim starym mieście czegoś takiego nie było, a że byłam dopiero w Londynie od trzech dni, nie pomyślałam, że mogłabym się wybrać, byłam zajęta czym innym. W dodatku, było to świetne na teraz, gdy straszliwie byłam spragniona. Weszliśmy do środka i dosłownie w tym samym czasie zaczął padać śnieg.
- Zajmij nam miejsce, a ja jakoś spróbuję zamówić nam napoje.
Dyskretnie zerknął na stolik z trzema dziewczynami, które miały koszulki z napisem „I love 1D”. Ściągnęłam swój szalik, i opatuliłam nim Nialla tak, żeby nie rzucał podejrzeń, i naciągnęłam mu swoją czapkę mocno na uszy. Uśmiechnęłam się do niego, bo wyglądał tak słodko…Przepędziłam od siebie te myśli, byłam jedynie jego koleżanką-fanką. I tak prędzej, czy później znajdzie tę dziewczynę, która z nim powinna być i, która spędzi z nim resztę życia. Czyli, co ja sugeruję, tłumacząc sobie „Byłam jedynie jego koleżanką…”, „I tak prędzej, czy później znajdzie tę dziewczynę…” ?! Ja po prostu jasno, przed sobą stawiam, że… OCH, ZAMKNIJ SIĘ! Niall podszedł do stolika, stawiając na niego milkshake’s i słomki. Poluzował trochę szalik, a mi zaszkliły się oczy. Kupił truskawkowy, mój ulubiony…
- Lily, ty płaczesz?
- Tak… Tak, ja płaczę. Ale nie martw się, to są łzy szczęścia.
- Ale, dlaczego? Co się stało?
- Kupiłeś mi mój ulubiony milkshake. W dodatku zabrałeś mnie do Milkshake Baru.
- No to co?
- Kocham te Bary, chociaż jestem tu pierwszy raz.
- Serio? Myślałem, że to będzie dla ciebie takie proste, ale wychodzi na to, że myliłem się.
Uśmiechnął się i upiliśmy w tym samym czasie łyk milkshake’a. Nigdy nie piłam tak dobrego! Pyszny, słodki… Nie byłam pewna, czy to prawda, czy sen. Nie wiem. Naprawdę nie wiem, co we mnie było takiego, że Niall praktycznie zaprosił mnie na „randkę”. Nie. To jest spotkanie koleżenśkie. Po kilku minutach milczenia, wypiliśmy napoje. Byłam na siebie wkurzona, że tak szybko wypiłam shake. Choć i tak szybciej wypił Niall. Gdybym jednak, jeszcze piła on poczekałby na mnie, byłabym z nim, a teraz pewnie mnie odwiezie do domu i już nigdy się nie spotkamy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz