Harry wprost osunął się
na ziemię po silnym uderzeniu. Z ciemności wyłonił się nie kto inny,
jak Niall Horan. Zdyszany, czerwony z wsciekłości z potarganą blond
czupryną. Nie było widać drugiego samochodu, czyżby biegł? Harry wstał i
uderzył przyjaciela z pięści. O Mój Boże. Krzyknęłam. Chłopcy zaczęli
zaciekle walczyć. Chciałam ich rozdzielić, ale odepchnęli mnie.
Wybiegłam na dwór, zamknęłam drzwi. Chciałabym, żeby mama tego nie
zobaczyła. No, super. Dwaj najlepsi przyjaciele się biją! Tylko…
Dlaczego? Niallowi zaczął krwawić nos, a Harry miał rozwalony łuk
brwiowy. Boże Święty. Zaczęłam piszczeć tak głośno, żeby zwrócili na
mnie uwagę. Po chwili zastygli. Harry trzymał za kaptur bluzy Nialla, a
Niall ściskał ramię Harry’ego. Spojrzeli na mnie i wyszeptali w tym
samym czasie:
- Co się stało?
- Wy! Wy się staliście! Dlaczego wy się bijecie?! Chcecie, żebym zawału dostała?! Puścić się! No, już! Raz, raz!
Chłopcy puścili się i
wymienili spojrzenia pełne odrazy. No, więc… Nici z mojej randki. Ok,
westchnęłam. Musiałam ochłonąć. Spociłam się strasznie. Choć to oni się
tłukli. To był pot tchórza, bałam się o nich tak, jakby to byli moi
synowie, którzy poszli na wojnę.
- CZY WY JUŻ KOMPLETNIE
POWARIOWALIŚCIE?! NIALL JA CIĘ ZABIJE! TY CHYBA CHCESZ, ŻEBYM NA ZAWAŁ
UMARŁA?! CZEGO ZACZĄŁEŚ TĄ BÓJKĘ?!
- Bo… Ja byłem o ciebie zazdrosny.
- Szlag mnie trafi, zazdrosny byłeś! Słyszeliście, on był zazdrosny! Chyba masz dziewczynę! Nie zapominaj o tym!
- Ale…
- Żadnych, ale! Macie się
pogodzić w tej chwili, doprowadzić się do porządku, zwłaszcza ty Harry,
bo nie zapominaj, że jesteśmy umówieni!
Byłam wściekła! Niall był,
co prawda irytujący, ale teraz przesadził! Zapewne poczerwieniałam, jak
burak. Wyrzuciłam im w twarze chusteczki ze swojej torebki. Chciałam,
już wsiąść do samochodu, odjechać w siną dal. Ale, co się okazało? Że
Niall biegł! Musieliśmy go odwieźć. Bez słowa włączyłam ogrzewanie i
siedziałam na fotelu, tupając nogą ze zdenerwowania. Kiedy wreszcie
Niall, wyszedł na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Wreszcie poszedł.
- Wnerwił cię, co?
- A ciebie nie?
- Miałem w końcu okazję pokazać przed tobą, że jestem silny.
Wyszczerzył się
głupkowato, ale co tam! Najważniejsze, że jakby przyszło, co do czego,
nie zostawił by mnie, a uratował przed jakimś typkiem, nawet poświęcając
siebie i swoją skórę. Harry oferował mi wszystko: Szczęście, miłość,
bezpieczeństwo… A Niall dzisiaj zepsuł początek mojej randki, a i tak
nie mogłam przestawać o nim myśleć. Harry zaparkował przed jakąś
restauracją. Wystrój, który zaobserwowałam zza wielkiej szyby budynku
przedstawiał wykwintną restaurację. To, jak się wystroiłam nie miało
teraz znaczenia, bo wyglądałam, jak szara myszka na czerwonym dywanie.
Gdy weszliśmy, wszyscy nas zlustrowali i zaczęli szeptać między sobą. Z
pewnością fani, wychowani w takiej restauracji nie mieli nawet czelności
pomyśleć o tym, żeby zaczepić chłopaka. Kelner, gdy nas zauważył
poprowadził nas do stolika przy oknie z pięknym widokiem i ściągnął ze
stoliczka tabliczkę „Rezerwacja”. Usiedliśmy, kelner podał nam menu.
- Ale Harry, to było zarezerwowane.
- Tak, dla nas.
- Zdążyłeś w takim czasie zorganizować nam stolik w takiej restauracji? Tu są tłumy.
- Wystarczy być stałym klientem i mieć na nazwisko Styles.
Zarumieniłam się, przecież
każda restauracja może walczyć o TAKIEGO klienta. Czasem, byłam
głupsza, niż mogłabym sądzić. W budynku było ciepło. Skupiłam się na
wystroju wnętrza, bo nie mogłam wprost patrzeć na zalecającego się do
Mnie Harry’ego, gdybym patrzyła, zrobiłabym coś, czego mogłabym żałować.
Przełknęłam ślinę, kiedy powiedział po raz setny „Lily, nie mogę
przestać o tobie myśleć”. A może to nie było skrępowanie, tylko… Nie
chciałam skrzywdzić Harry’ego, bo podobał mi się ktoś inny? I po raz
pierwszy, przyznałam sama przed sobą, że to Niall jest obiektem moich
zainteresowań.
- Lily, idź do niego.
- Ale, do kogo?
- Do tego nicponia, który stoi przed drzwiami i myśląc, że go nie widzę, robi do ciebie maślane oczka.
- Ale…
- Widziałem, jak ty na niego patrzysz.
- A ty?
- Ja… Jeszcze się zakocham, uwierz mi. Skoro ty nie możesz być moja, bo kochasz Nialla, widocznie czeka mnie kto inny.
- Nie kocham go, znam go dopiero jeden dzień…
- Słuchaj, czasem jeden dzień może być latami. A skoro byliście sobie przeznaczeni, nie ukrywaj tego przed sobą.
Wiem, że to było głupie,
ale zakręciła mi się łza w oku. Harry powiedział, żebym nie płakała,
wytarł mi łzę. Złapałam torebkę i z rozmazanym tuszem, wybiegłam z
restauracji. Niall zacisnął usta na mój widok, chyba był zawstydzony
tym, że dowiedziałam się, że nas obserwuje. Mało, co nie przywaliłam mu
drzwiami budynku, ale jego to nie obchodziło. Staliśmy tak, bez słowa.
Zaczął padać śnieg. Było mi zimno, miałam żakiet, ale był cieniutki.
Niall ściągnął swoją bluzę i włożył mi na ramiona, choć sam pozostawał w
koszulce bez rękawów, chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam. Niall
porwał mnie w ramiona i bez mojego pozwolenia złożył cichy pocałunek na
moich ustach. Jego usta było dopasowane do moich, jakby były stworzone
właśnie dla siebie, przeznaczone sobie nawzajem. Wlało się we mnie
przyjemne ciepło, które rozgrzało moje serce. Gdy oderwaliśmy się od
siebie, byliśmy zdyszani, jakbyśmy przebiegli kilkanaście kilometrów.
Patrzyliśmy na siebie tak, jakbyśmy nie potrafili pojąć, co właśnie się
stało. Czułam się, jakby ktoś podał mi narkotyk, a tym narkotykiem był
on, Niall Horan. A, więc małe podsumowanie. Całuje się z Niallem
Horanem, na randce z Harry’m Stylesem. Cóż od tego dnia, kiedy
zamieszkałam w Londynie, moje życie nabrało tempa. Obróciło się o sto
osiemdziesiąt stopni. Całowałam się już z dwoma chłopakami. I to
sławnymi. Jak to jest, że pociągam dwóch chłopaków z najpopularniejszego
boysbandu tych lat, a w swoim dawnym mieście ani razu nie miałam
statusu „zajęta”. A może, jestem dla Nialla zabawką? Pobawi się, znudzi
i na próg wyrzuci. Nie wiem, ale warto zaryzykować. Warto? „Warto”,
odpowiedziało moje serce i zabiło nieco mocniej, niż zwykle.
Kolejny dzień,
rozpoczął się, jak zazwyczaj. Obudzona przez mamę. Cóż, jeszcze tylko
pięć dni do Świąt, u nas całe życie w tym okresie, staje do góry nogami.
Choinka stała za budką na narzędzia, bombki poniewierały się w salonie,
choć i tak mama najpierw chciała ukryć w swojej sypialni, pod łóżkiem.
Co, mogło się dla bombek skończyć tragedią, w zeszłym roku mama je
schowała pod łóżkiem i zaginęły. Dlatego na choince musiałyśmy powiesić
cukrowe laseczki, jabłka i orzechy włoskie zawinięte w folię aluminiową.
Te bombki, były nowiuśkie i nie chciałam ich od razu pożegnać. Bo łóżko
mamy, a zwłaszcza jego spód jest bardzo tajemniczy, co tam się położy –
zginie. I skarpetka mamy, i prezenty na Gwiazdkę i wiele, wiele innych.
Wstałam, wciągnęłam na siebie, jakiś dres który był pod ręką i poszłam
do łazienki. Umyłam twarz, zęby i uczesałam włosy w kucyk. Zasiadłam do
śniadania. Mama, była zdenerwowana, tłukła garnkami, podała mi do
jedzenia na śniadanie musli z cynamonem i jabłkiem, chociaż wolałabym z
truskawkami i kiwi.
- Mamo o, co chodzi?
- A nie mówiłam ci, że dzisiaj przyjeżdża twój ojczulek z rodzinką?
- A po co?
Śniadanie stanęło mi w
gardle. Że ta moja przyrodnia siostrunia, ma przyjechać?! Ta pirania z
piekła rodem?! O, nie! Wytrzeszczyłam oczy i otworzyłam usta. Mama
pokiwała głową na znak, że się ze mną zgadza i wyszeptała: „Też nie
jestem z tego zadowolona, kochanie”. Ojciec jeszcze mógł przyjechać,
macocha… Jeszcze bym ją przetrwała, ale błagam! Tylko nie ta jędza.
Diabeł. Potwór. Zmora. Poczwara. Mogłabym jej wymyślać tych rzeczowników
i przymiotników w nieskończoność. NIKT. Absolutnie nikt, nie mógłby z
nią wytrzymać na moim miejscu, a ja dzisiaj umówiłam się z Niallem!
- Mamo, dzisiaj nie mogę. Niall miał do mnie wpaść.
- To niech wpada, przedstawisz swojego chłopaka ojcowi.
- Ale, ty nie wiesz o nim nic do końca.
- Co jest z nim nie tak?
- No, więc… Pamiętasz, One Direction?
- Jakże bym miała nie pamiętać, twoich kochasiów.
- No, to właśnie. On… On śpiewa. On jest w One Direction.
- CO?!
- No, właśnie.
- Chcesz powiedzieć, że on się umawia z tobą?! I jest gwiazdą?!
- Mhm.
- Trzymaj się go, córeczko! Daleko z takim zajdziesz. Twój ojciec padnie z wrażenia.
- A tym bardziej, jego nowa córunia, ona jest ich fanką.
- No to super! Dokopiemy
jego nowej rodzince. Przyjeżdżają się pochwalić swoją willą, która
blednie na tle twojego super-chiper chłopaka!
- Ale, on nie jest moim chłopakiem.
- Przysięgnij, że się nie całowaliście na to, że nie lubisz Rabell. Jak nie przysięgniesz, lubisz Rabellę.
- Dobra, już dość tych tortur! Całowaliśmy się, ale nie jesteśmy razem.
- I tak was przedstawię, jako parę.
- Mamo…
Właściwie to chciałabym
być dziewczyną Nialla, ale uznaliśmy, że jest za wcześnie, więc jesteśmy
tylko „zakochanymi”. Ale tak droczyłam się z mamą, że jesteśmy tylko
przyjaciółmi, jak każda dziewczyna. Poza tym, będę miała radość, jak
zobaczę, jak Rabella zgrzyta zębami, że to JA poznałam 1D, byłam w ich
domu, na randce z Harry’m i całowałam się z Niallem. Nie mam nic
przeciwko, że mama nas przedstawi, jako parę. Niall i Lily. Lily i
Niall. Gdy media się o nas dowiedzą, nazwą nas słodką ksywką połączeniem
naszych imion. O, wiem! Nialy, albo Nily. To takie uroooocze. Niall
przysłał mi SMS-a, którego odczytałam z uśmieszkiem z tych, które
występują na twarzach szczęśliwych dziewczyn w związku. Mama
podejrzliwie spojrzała na mnie. ,,Kochana Liluś” – pisał Niall, ,,Bardzo
za tobą tęsknię, nie mogę doczekać się kiedy cię zobaczę, ujrzę twoje
oczy, uśmiech. Usłyszę twój głos. Widzieliśmy się wieczorem, ale tyle
czasu wystarczył, żebym tęsknił. Znamy się dwa dni, a ja już szaleję na
twoim punkcie!” ,,No to zadzwoń, Romeo jak tak tęsknisz za moim
głosem!”, odpisałam. Po chwili usłyszałam pierwsze takty mojego dzwonka
,,C’mon C’mon”. Każdy by zgadł, że piosenka należy do One Direction. Na
wyświetlaczu pojawił się numer Nialla. Odebrałam.
- Halo?
- Miałaś rację, usłyszeć twój głos, to jak usłyszeć nominację do najlepszego boysbandu na świecie.
- Cud?
- Cud.
- Słuchaj, co dzisiaj zaplanowałeś?
- Niespodzianka.
- Nie chcę ci tego robić,
ale z niespodzianki nici, jeśli to coś dużego, szkoda. Ale moja rodzinka
przyjeżdża, jeśli chcesz mnie dzisiaj zobaczyć, musisz przyjść na to
spotkanie.
- Nie ma sprawy, to nie było nic wielkiego.
- Moja siostra przyrodnia to żmija, uwielbia 1D, boję się, że mi cię odbije, jest ładna, ale diabelska i przebiegła!
- I, co z tego?
- To z tego, że jest okropna, musisz przyjść, bo umrę.
- Nie chcę cię stracić, przyjdę.
- A i moja mama przed moim ojcem nas przedstawi jako parę…
- To, co? I tak prędzej, czy później będziemy sławnymi Nialy.
- Też o tym myślałeś?! Wymyśliłam Nialy i Nily.
- Nie mogę się tego doczekać, jestem jak dziewczyna!
- Niall, będziecie miziać się przez komórkę?!
- Zamknij się, Louis. I tak ci nie daruję tych frytek, myślisz że jak będziesz zabawny, wybaczę ci?! Sorka, Lily.
- Nic, nie szkodzi. Pozdrów, Lou ode mnie.
- Zdrajczyni! Ten kolo zjadł mi ostatnie frytki!
- A ty kupiłeś Harry’emu hamburgera i go zjadłeś. Za jego pieniądze.
- Byłem głodny.
- Jak zwykle!
- LOUIS!!!
- Ok, ja muszę kończyć. Pa.
- Czekaj, o której mam przyjść?
- Gdzieś około… Trzynastej?
- Ok. Może się spóźnię, ale będę. Do zobaczenia, Lils.
- Pa.
Rozłączyłam się i
rozmarzyłam. Widziałam w wyobraźni, jego kochane niebieskie oczy. Takie
intensywnie błękitne, jak niebo w bezchmurny dzień. Jak ocean. Nagle
pomyślałam o tej dziewczynie, którą miał Niall i, którą rzucił chwilę po
naszym wczorajszym pocałunku. Mama patrzyła na mnie tak, jakby
usiłowała mówić spojrzeniem: „Gdybyś mogła, przegadałabyś cały dzień?”.
Ale, nie musiałam nawet się wstydzić. Gdybym mogła, gadałabym nawet dwa
dni, ale nie będę go naciągać na bezsensowne pogawędki. Mama wstała od
stołu, wzięła moją miskę, wrzuciła do zlewu i wyjęła swoje trofeum.
Ciasto czekoladowe z śmietankową masą i cukrem pudrem, które rozpływało
się w ustach. Ten smak. Mmm… Niallowi z pewnością zasmakuje. On kocha
wszystko, co jadalne. Spojrzałam na zegar wiszący w kuchni. Wskazywał
godzinę ósmą trzydzieści. Zastanowiłam się w, co się ubiorę. Powinnam
się wystroić, w końcu mój przyszły chłopak mnie odwiedzi, a ja chcę, jak
najbardziej doprowadzić Rabellę do szaleństwa, zazdrością. Z pewnością
będzie ubrana, jak zazwyczaj – jak plastik. Niall nie lubi plastików.
Lubi, jak dziewczyna ubierze się ładnie, ale nie jak plastik fantastik.
Dlatego już po godzinie dziesiątej zaczęłam przebierać w szafie. W końcu
grubo po jedenastej, wybrałam strój. Upięłam włosy w koński ogon. Prosty, ale niezawodny! Spsikałam się
fiołkowymi perfumami, pomalowałam jeszcze usta błyszczykiem i byłam
gotowa! Mama stwierdziła, że przesadziłam. To tylko moja rodzina i
„przyszły mąż”. Miałam ochotę ją tam zabić na miejscu, ale posłałam jej
tylko krwiożercze spojrzenie, chociaż… Pani Lily Horan, nie brzmi tak
źle! Zachichotałam, gdy mama nie słyszała. Zaczęłam pomagać jej w
kuchni. Przygotowała ciasto, które wymyśliła sama (choć z pewnością
wiele poprzedniczek wpadło na pomysł z takim ciastem, jest proste), na
obiad spaghetti, a na przekąski sushi. Bałam się. Gdy ona przygotowywała
spotkania z „Mieszaną kuchnią”, dzisiaj; swojską, włoską i japońską,
bałam się, że mnie otruje. Mama zazwyczaj gotowała dobre potrawy, ale
czasem… Więc nigdy nie można być pewnym! A tak poza tym miałam być
kelnereczką i zastanawiałam się, czy nie dorzucić Rabelli czegoś do
jedzenia, ale posądzono by mamę. Więc zrezygnowałam, choć potem
przyszedł pomysł dosypać jej do ciasta trochę bazylii, pieprzu i
papryki. Posądzała by mnie, nienawidzimy się, odkąd się poznałyśmy, ale
siedziałaby cicho. Na szczęście skarżypytą nie jest. Kilka minut po
trzynastej, zajechało pod dom ich wypasione cacko, ale daleko im było do
BMW chłopaków i ich licznych, licznych innych samochodów, których marek
nie znam. Otworzyłam im z szerokim uśmiechem. Zaprowadziłam do salonu,
usiedli sobie. Szepnęłam na ucho mamie, żeby nie mówiła odrazu kim jest
mój chłopak i, żeby nawet nie wymieniała imienia i nazwiska, chcę zrobić
niezwykłe wrażenie potem.
- To, Ellen nic nie podajesz? Specjalnie nic nie jedliśmy, bo myśleliśmy, że nas poczęstujesz.
- Oczywiście, że poczęstuję, ale przyjdzie jeszcze chłopak Lily. Nie wypada zaczynać bez wszystkich gości.
Usiadłam obok Rabelli.
Była ubrana przesadnie różowo. Zresztą, jak zwykle. Barbie numer dwa.
Rzuciłam jej pełne pogardy spojrzenie. Nie mogłam się doczekać, jak jej
szczena opadnie na widok Nialla!
- To, co to za frajer?
- Jaki frajer?
- Ten twój chłopak…
- Pożałujesz tych słów, Rabella.
- Akurat, może ci pozazdroszczę.
- Jeszcze się przekonamy, ha!
Wreszcie zadzwonił
dzwonek. To Niall. Drobny wdech i wydech i poszłam otworzyć. Otworzyłam.
W progu stał od ucha do ucha uśmiechnięty Niall. W jednej ręcy trzymał
lilie, w drugiej szampana. W związku z tym, że ja jeszcze jestem
niepełnoletnia, lilie musiały być dla mnie. Wręczył mi je i pocałował w
policzek.
- Cześć, wreszcie cię widzę.
- Ja ciebie…
- Śliczne, skąd je masz?
- Lilie? Kwiaciarnia posiada wszystko.
- Jesteś kochany, a teraz chodź.
Wziął mnie pod ramię i
weszliśmy do salonu. Wszyscy dorośli uśmiechnęli się na widok szampana, a
Rabelli szczena opadła. Oj, tak. Wreszcie! Jeden dla mnie, zero dla
Rabelli. Napawałam się tym widokiem, po czym włożyłam kwiaty do wazonu,
wzięłam od Nialla szampana, włożyłam do lodówki i podałam wszystkim
spaghetti. Usiadłam koło Rabelli, a obok mnie Niall. Chciała się
przesiąść, ale jej nie pozwoliłam. Niall zajadał z apetytem.
- Więc tato, to jest Niall.
- Chłopcze, jestem ojcem Lily i jeśli ją skrzywdzisz…
- Wiem, pan skrzywdzi mnie, ale to się nie wydarzy, może być pan spokojny.
- Pani Arrow, zrobiła pani świetne spaghetti.
- Dziękuję, że ktoś to docenił.
- Mamo, Niall kocha jedzenie.
- To prawda, ale to jest pyszne.
Rabella grzebała widelcem w
spaghetti. W końcu Niall zjadł do ostatniego kluska i chciał wziąść
porcję Rabelli, zgodziła się bez wachania i cyknęła mu fotkę swoim
telefonem, a mnie wystawiła język. I nie przyzna się, że to nie frajer!
Ha, triumfowałam nad nią, nawet jak wystawiała swój lepki, żabi jęzor.
Miałam ochotę powyrywać jej czarne, jak noc kudły. Zazdrościłam jej
urody, ale skoro Niall był mną zainteresowany…
- Hm, Niall to czym się zajmujesz?
- Jestem piosenkarzem w zespole.
- Ale to nie ma przyszłości, chłopcze… Jak będziesz zarabiał na życie?
- Tato, to jest chłopak z One Direction.
- A tego, co naokrągło słuchasz, Rabelle?
- Tak… Niall, czy mogłabym zrobić sobie z tobą zdjęcie?
- Nie, Rabelle. W życiu. NEVER.
- Lily, ale to jej idol, pozwól jej zrobić tą fotkę, a to Niall decyduje.
- Nie.
- Dlaczego?!
- Przed chwilą, nazwała go frajerem, tato.
- Nie wiedziałam, kim jest!
- I, co z tego?! Ma się szacunek do ludzi.
- Niall, słoneczko… Moja córcia Rabelle cię kocha, to tylko fotka.
- Sorry, kochana macoszko.
Resztę zjecie sami, Niall nam zorganizował randkę już dużo wcześniej i
nie chcę stracić tego, co zaplanował, a nie da się tego odwołać.
Wychodzimy, a ty idiotko, co na portfel taty poleciałaś, wypchaj się
swoją córią, a ty tato, ogarnij się, dobra?! Ciebie interesuje już tylko
ona! RABELLE. Jakbym mogła się wypisać z bycia twoją córką, zrobiłabym
to dawno, bo jestem nią, ale formalnie. Tylko Rabelle, Rabelle, Rabelle.
Co mnie obchodzi ten twój plastik?! Spytaj mnie choć raz, co u mnie
słychać, ok?!
Pociągnęłam Nialla tak
mocno, że mało nie zbił talerza, wyszliśmy a raczej wybiegliśmy tak
szybko, jak nigdy. Wpakowałam się do samochodu Nialla, bez kurtki,
miałam tylko buty. Chłopaka poganiałam, więc miał źle założone buty i
kurtkę na odwrót. Poprawił się w BMW i odjechaliśmy tak szybko, że nikt
by się nie zorientował, że kilka sekund temu stał tam samochód. Niall
nie był wściekły, tylko ja. Nie rozumiał, czemu wybuchłam, ale nie
odzywał się. I wtedy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz